„God save the Queen”, czyli kilka (osobistych) słów na koniec…
Królowa Elżbieta II udała się na wieczny odpoczynek.
Ponad siedem dekad jej panowania zostało podsumowane wielogodzinną ceremonią. Niezwykle uroczystą i bogatą, a przy tym w moim odczuciu piękną.
Druga Epoka Elżbietańska
Siedemdziesiąt lat. Podejrzewam, że wśród osób, które przeczytają ten tekst osoby, które mają w ogóle szansę pamiętać świat sprzed siedemdziesięciu lat, da się policzyć na lewej ręce drwala.
Gdy w 2005 roku zmarł Jan Paweł II, dla mnie był to spory szok. „Ale jak to? Przecież Jan Paweł II był zawsze!”. Docierało to do mnie wtedy bardzo długo. Pamiętam, że jako dzieciak, gdy wybrano Benedykta XVI, miałem takie myśli, że może nie będzie długo papieżem, a potem znowu wybiorą Polaka. Tak, wiem, że to głupie. Ale dziecko miewa różne myśli, których dorosły by się wstydził.
Jednak śmierć Jana Pawła II, choć również zakończyła długi pontyfikat, dla ludzi starszych była śmiercią „kolejnego” papieża. Nam szczególnie bliskiego, bo Polaka. Ale ci ludzie pamiętali poprzednich papieży.
Natomiast ze śmiercią królowej Elżbiety II niemal wszyscy mamy jeden wspólny mianownik: prawie nikt z nas nie pamięta jej poprzedników. Niektórzy potrafią ich wymienić. Ale nie mamy żadnych wspomnień z nimi związanych.
Natłok słów
W ciągu ostatnich niespełna dwóch tygodni wielu ludzi podejmowało próby napisania podsumowania lub wyciągało z większym lub większym powodzeniem wnioski na podstawie różnych fragmentów życia i panowania tej najdłużej w historii panującej królowej brytyjskiej.
Ja nie podejmę się tego zadania. Moim zdaniem ci, którzy postanowili w tekście, który w najlepszym wypadku ledwo zapełniłby stronę lub dwie w gazecie, podsumować 70 lat decyzji i działań i jeszcze przy okazji wydawali werdykt, wykazywali się albo niezwykłą odwagą, albo ponadprzeciętną głupotą.
I chociaż było według mnie wiele bardzo wartościowych spostrzeżeń, w moim odczuciu znalazło się także kilka zaskakująco płytkich i krzywdzących. Mnie osobiście najbardziej oburzały komentarze dziennikarzy, którzy w tak szczególnym czasie postanowili dokonać oceny niektórych decyzji korony brytyjskiej dokonywanych wiele dekad temu.
Cóż w tym złego, ktoś spyta? Otóż to, że ocena ta była wydawana bez odniesienia do kontekstu historycznego, w którym decyzje te były podejmowane. Osobie, która podejmuje się popełniać teksty tego kalibru w takim czasie, tego typu niedopatrzenia najzwyczajniej w świecie nie powinny się zdarzać.
Czy niewolnictwo jest moralnie złe? Myślę, że nikt nie ma wątpliwości. Jednak czy osoba, która posiadała niewolnika w czasach i miejscu, gdzie praktyka ta była powszechnie akceptowana, ponosi taką samą winę jak osoba, która miałaby niewolnika dzisiaj mimo świadomości, że nie ma na to przyzwolenia?
Dlaczego więc ktoś ocenia decyzje królowej z lat 60’ lub 70’ w kontekście dzisiejszych realiów? Świat był wtedy zupełnie inny niż dziś, więc choć pojęcie dobra i zła jest niezmienne, to jednak ocena nie może być oderwana od kontekstu, w którym ktoś podejmuje decyzję.
Punkt odniesienia
A propos innego świata.
Wśród wielu opinii z ostatnich dni przewijały się i te dotyczące istnienia w dzisiejszych czasach zjawiska tak przestarzałego jak monarchia. Autorzy tych opinii twierdzili, że monarchia i cały otaczający je „teatrzyk” nie przystają do dzisiejszych czasów.
I być może nie mnie oceniać takie opinie, bom jest młody i wiele jeszcze nie widziałem. Jednak zaryzykuję i wdam się w polemikę.
Zacznę od tego kim dla mnie osobiście była królowa Elżbieta. Wiem, dziwne – przecież nigdy jej nie spotkałem. Ale to nie sprawia, że nie mam związanych z nią wspomnień.
Królowa Elżbieta była dla mnie jedną ze „stałych” w życiu. Ona po prostu była. Świat się zmieniał, rzeczywistość ewoluowała, a ona była.
W domu pojawił się pierwszy komputer, potem Internet, szedłem do jednej szkoły, potem do następnej, kupowałem kolejny telefon komórkowy, uczyłem się grać na klawiszach i gitarze, grałem w zespole, dołączyłem do Oazy, poznałem moją przyszłą żonę… (rozkręciłem się, a to zaledwie kropla w morzu rzeczy, które mógłbym wymienić) … a królowa Elżbieta była. Przez pewien czas w życiu podobnie było z Janem Pawłem II, ale tę podporę dzieciństwa wiatr historii wyrwał mniej więcej w połowie mojego dotychczasowego życia. I 8 września ten sam wicher zakończył istnienie kolejnego filaru. Perspektywa postrzegania świata zmieniła się bezpowrotnie.
Monarchia vs świat
Dlaczego to wszystko piszę?
Bo niektórzy mówią, że monarchia nie przystaje do współczesnego świata.
A ja przekornie chciałbym zapytać, czy może to nie jest tak, że ze światem jest coś nie tak?
W szybko zmieniającym się świecie ja bardzo łaknę rzeczy stałych. Nie sądzę, bym był w tym doświadczeniu odosobniony. I monarchie, takie jak korona brytyjska, choć być może jest przepełniona rytuałami, których nie rozumiemy, jest pewną stałością. Być może zatem nie trzeba jej likwidować, a jedynie pozwolić na ewolucję?
A przy okazji zadać sobie pytanie o to, co stało się ze światem, że nie ma już w nim miejsca na monarchię i rytuały. I dlaczego wiecznie się niecierpliwimy, zamiast dać sobie czas, na zatrzymanie się i refleksję. Ja właśnie dlatego piszę ten tekst dzisiaj, a nie dziesięć dni temu. By zebrać myśli i na spokojnie rozważyć to, czego jesteśmy świadkami.
Najlepszym sędzią jest czas
Nie do mnie należy decyzja, czy monarchia na Wyspach Brytyjskich ma nadal istnieć, czy nie. Jednak wiem, że potrzebujemy stałych punktów odniesienia, by nie zgubić się w tym świecie, który pędzi bez opamiętania.
Tymczasem, niech jeszcze raz ostatni popłynie ku Niebu wezwanie „God save the Queen…”, zanim na wiele dekad stałą stanie się śpiewana przez Brytyjczyków modlitwa za ich nowego króla Karola III oraz jego kolejnych następców.