Media społecznościowe – co i jak?
Ten tekst jest pierwszym z serii W świecie Mediów Społecznościowych poświęconej mediom społecznościowym.
Rozmowę o mediach społecznościowych musimy zacząć od wyjaśnienia tego, czym są media społecznościowe, jak działają i po co powstały.
Być może wydaje Ci się w tej chwili, że przeczytanie tego tekstu nic nie wniesie do Twojego życia, bo przecież wiesz czym jest Facebook, Instagram czy Twitter i używasz ich na co dzień.
Zostań więc do końca, drogi Czytelniku, i przekonaj się, że jest jeszcze wiele rzeczy, o których nie wiedziałeś.
Skąd jesteśmy…
Jest marzec 2022 roku. Miesiąc temu Facebook osiągnął pełnoletność (zał. 4.02.2004). Jest to obecnie największa platforma społecznościowa świata.
Jednak by poznać początki mediów społecznościowych musimy cofnąć się w czasie nieco dalej niż do roku 2004. Ponieważ zanim powstał Facebook, istniały już inne serwisy, które oferowały usługi o podobnym charakterze.
(P.S. Spróbujcie powyższe przeczytać w głowie głosem Bogusława Wołoszańskiego. Teraz już nie pozbędziecie się tego z głowy. Nie dziękujcie.)
Początki
Nie będę tutaj zagłębiał się w prehistorię, ponieważ pierwsze zalążki tego typu serwisów nie dotknęły zbytnio polskiego rynku. Wspomnę jedynie, że z punktu widzenia amerykańskiego historia social media sięga połowy lat 90′, kiedy to powstawały portale ClassMates.com (protoplasta polskiej Naszej Klasy) oraz SixDegress.com (nazwa pochodzi od teorii, zgodnie z którą pomiędzy Tobą a dowolną osobą na świecie jest jedynie 6 osób pośrednich – czyli np. Jeremy Clarkson jest znajomym Twojego znajomego Twojego znajomego… itd. – nie więcej niż 6 osób po drodze).
Wzrost popularności w Polsce
Pierwszą platformą, która była swego czasu dość popularna w Polsce, był serwis MySpace. Założony został w 2003 roku i jest do dziś dostępny pod adresem MySpace.com. Portal obecnie jednoczy ludzi wokół konkretnych gatunków muzycznych i wykonawców.
Świt giganta
Jak wspomniałem wcześniej, w 2004 roku powstał Facebook, który dzisiaj jest liderem rynku. Początkowo platforma swoim zasięgiem obejmowała jedynie studentów wybranych amerykańskich uczelni. Nie minęło jednak sporo czasu i portal stał się popularny najpierw wśród ogółu amerykanów, a następnie w innych regionach świata.
Jednak rozkwit popularności serwisu w Polsce to przełom pierwszej i drugiej dekady XXI wieku.
Nasza Klasa, czyli social media po polsku
Wtedy też zaczął podupadać najpopularniejszy polski portal społecznościowy, czyli Nasza Klasa. Założony pod koniec 2006 roku, w pierwotnym założeniu miał pomóc odnaleźć po latach znajomych ze szkolnej ławy (co początkowo szło bardzo dobrze – moi rodzice odnowili dzięki tej stronie trochę kontaktów!). Jednak od momentu, gdy portal został sprzedany i wprowadzono nowy regulamin oraz mikropłatności, nastąpił stopniowy odpływ użytkowników do innych platform, w tym przede wszystkim Facebooka.
W zielonym gaju ptaszki śpiewają…
W tym samym roku, w którym uruchomiono serwis Nasza Klasa, powstał też Twitter (prywatnie dodam, że ostatnio bardzo polubiłem korzystanie z niego). Specyfiką tego portalu jest maksymalna długość dodawanej wiadomości, tzw. Tweeta, ograniczona do 280 znaków.
Google wchodzi na rynek
W 2011 roku Google postanowiło podjąć rękawicę rzuconą przez konkurencję i założyło platformę Google+. Nigdy jednak nie udało im się zbudować popularności pozwalającej na realną walkę z gigantami. Oficjalnie serwis zamknięto w 2019 roku, jednak realny upadek zaczął się już lata wcześniej.
Warto w tym miejscu wspomnieć też o serwisie YouTube, który również jest medium społecznościowym. Założony w 2005 roku serwis jest po dziś dzień najpopularniejszą platformą wymiany klipów wideo. Firma Google wykupiła go już w drugim roku jego działania.
Nowa fala
Obecnie media społecznościowe coraz bardziej zmierzają w stronę wymiany multimediów. Pierwszym tego typu serwisem był wspomniany na początku MySpace, jednak zdecydowanie wyprzedzał on swoją epokę.
Obecnie dużą popularnością cieszy się Instagram. Powstały w 2010 roku, skupiony przede wszystkim na umieszczaniu zdjęć i krótkich filmów, w 2012 roku został wykupiony przez firmę Facebook. Na popularności zyskuje także najświeższy na rynku TikTok. Założony w 2016 roku, pozwalający na tworzenie krótkich materiałów wideo przypominających teledyski.
Jest pewnie wiele platform, o których nie wspomniałem. Te powyższe są jednak wystarczające, by podsumować historię najważniejszych serwisów i zobaczyć pewien obraz.
…Kim jesteśmy…
Przeglądając kolejne punkty historii social media można zauważyć pewien trend. Pierwsze serwisy społecznościowe skupiały się przede wszystkim na integracji ludzi. Odpowiadały one na wrodzoną ludzką potrzebę spotykania się i wymiany poglądów.
Stopniowo jednak pokolenie słów ewoluowało w stronę pokolenia obrazu i dźwięku. Obecnie w mediach społecznościowych umieszcza się coraz więcej obrazów. Na Instagrama nie da się wstawić wpisu bez przynajmniej jednego zdjęcia lub klipu. TikTok oczekuje od użytkownika klipu.
Jest też druga transformacja, którą przez lata przeszły media społecznościowe. I choć było to w nich obecne od początku, dzisiaj jest o wiele bardziej widoczne.
Media społecznościowe nie służą do wymiany informacji, lecz emocji
Posłużę się w tym miejscu cytatem z magazynu Pismo:
Ekosystem mediów społecznościowych stwarza idealną przestrzeń dla wrogo ukierunkowanych kampanii informacyjnych, głównie dlatego, że – jak twierdzi francuski guru PR-u i komunikacji Christophe Ginisty – internet jest przestrzenią do szerzenia nie informacji, lecz emocji. Ilustrując tę tezę w czasie dyskusji panelowej, którą moderowałem w 2017 roku podczas dwunastego forum na temat bezpieczeństwa i polityki zagranicznej w Rydze (The Riga Conference), Ginisty podkreślał:
Adam Reichardt, Rosja. Era manipulacji, Magazyn Pismo, Marzec 2018
– Kiedy zamieszczasz coś na Facebooku, Twitterze albo Instagramie, pierwszą oczekiwaną przez ciebie interakcją jest lajk.
Powyższe spostrzeżenia można bardzo łatwo potwierdzić, jeśli przyjrzymy się drodze, którą w latach swojego istnienia przeszła platforma Facebook. Początkowo miejsce na dodanie wpisu było prostym polem tekstowym z miejscem na treść uzupełnioną emotikonami, ew. załączonym obrazkiem. Obecnie do wiadomości można dołączyć swój aktualny nastrój, a sam portal pyta Cię o to „jak się czujesz” lub „o czym myślisz”.
Same reakcje na wpis również zostały rozwinięte – ikoniczny „lajk” został uzupełniony o sześć innych reakcji emocjonalnych („Super”/”Trzymaj się”/”Ha ha”/”Wow”/”Przykro mi”/”Wrrr!”). Swoją drogą to fascynujące, że cała złożona emocjonalność natury ludzkiej została sprowadzona do siedmiu ikonek…
Oczywiście możliwość obudowania swojej aktywności w internecie emocjami istnieje od bardzo dawna, a służą do tego m.in. emotikony (których historia to temat na osobny tekst). W ostatnich latach coraz większość popularność zyskują GIFy, które pozwalają wyrazić o wiele więcej, niż proste żółte okrągłe mordki.
To wszystko mówi nam sporo o nas samych.
…Dokąd zmierzamy
Uświadomienie sobie faktu, że w social media użytkownicy dzielą się przede wszystkim emocjami pomaga lepiej zrozumieć sposób działania samych mediów społecznościowych. Ich twórcom zależy na jak największej aktywności użytkowników, a więc reakcje emocjonalne są towarem pożądanym. Istnieje nawet określenie na to zjawisko – mówi się, że coś jest viralowe, czyli rozprzestrzenia się bardzo szybko (niczym wirus, stąd nazwa). Zjawisko viralowego wpisu/klipu w mediach społecznościowych powstaje wtedy, gdy jakiś temat budzi ogromne emocje.
Dlatego też przewidywalnym trendem w rozwoju sieci społecznościowych z pewnością będzie przejście w kierunku coraz większego nastawienia na reakcje emocjonalne i udostępnienie kolejnych narzędzi do tworzenia treści coraz bardziej naładowanych naszymi uczuciami.
Żer na emocjach
Nasza emocjonalność jest również najczęstszym celem wszelkiego rodzaju ataków i wymuszeń. Zazwyczaj, gdy dostajemy wiadomość na Messengerze lub napotykamy podejrzany link w sieci, treść wokół tego linku jest naładowana emocjonalnie. Kilka przykładów:
- Nie uwierzysz co zrobił! To niesamowite! Musisz zobaczyć ten film!!!
- Jak mogli do tego dopuścić! Przecież tak nie można! Musimy działać! Wejdź w ten link i wesprzyj tych biednych ludzi!
To tylko zmyślone przykłady, ale na pewno kojarzycie podobne wpisy widziane na profilach waszych znajomych.
Ostatnio ktoś z moich bliskich padł ofiarą nieco bardziej wyrafinowanego ataku, który zyskuje na popularności. Odezwała się do niego osoba ze znajomych na Facebooku i poprzez Messengera pisała, że nie ma ze sobą karty a musi pilnie wybrać pieniądze z bankomatu i poprosiła go o kod do BLIKa. Wyłudzacze tak dobrze podszyli się pod styl pisania tej znajomej osoby że mój bliski dał się nabrać. I znowu mamy tutaj żer na emocjach, gdzie ktoś z naszych znajomych jest w pilnej potrzebie, przez co uruchamia się nam empatia.
Nie inaczej działają również wszelkie zbiórki na chore dzieci. Tutaj nie mówię, że zbiórki te są fałszywe, bo najczęściej nie są. Warto jednak mieć świadomość, że zdjęcia do tych zbiórek są często celowo „podkręcane” emocjonalnie, a same dzieci są fotografowane w momentach największego dramatu, by wydawało nam się, że one bez przerwy cierpią. Chodzi o maksymalizowanie naszych empatycznych odruchów. Przecież gdybyśmy widzieli, że to dziecko normalnie funkcjonuje i jest szczęśliwe, to nie bylibyśmy tak skłonni do wpłacania na nie pieniędzy.
Szybko, szybciej!
Spoglądając na historię mediów społecznościowych można zauważyć jeszcze jeden trend. Początkowo były to platformy do spokojnej, (w miarę) przemyślanej wymiany treści. W ostatnich latach widać jednak, że zarówno nowe portale (Instagram, TikTok), jak i nowe funkcjonalności już istniejących dążą do coraz szybszej interakcji użytkowników. Tak działają chociażby relacje na Instragramie i Facebooku, które wyświetlają się nam tylko przez kilka sekund, w niemal niepowstrzymywalnej pętli. W takim tempie nie ma mowy o przemyśleniu tematu – musimy reagować pod wpływem emocji.
I w tym kierunku będą zmierzały kolejne rozwiązania – by wydobywać z nas jak najwięcej działania pod wpływem emocji. Przemyślane działania są niepożądane.
Lekcja dla nas
Czy działanie pod wpływem emocji jest dla nas dobre? Czasem, ale w zdecydowanej większości przypadków warto jednak polegać na rozsądku.
Dlatego też tak ważne jest, by nie poddawać się emocjom w social mediach. Nie jest to łatwe, gdy z każdej strony atakują nas kolejne treści, które aż proszą się o reakcję.
Nie zrozumcie mnie źle – pozostawienie serduszka czy śmiejącej się mordki pod wpisem to absolutnie nic złego. Istotne jest, by robić to świadomie.
W okresie pandemii, gdy w sieci pojawiła się fala treści antyszczepionkowych, gdybym nie powstrzymywał swoich emocji, prawdopodobnie pokłóciłbym się ze sporą grupą swoich znajomych oraz znajomych tychże znajomych. Dlatego też gdy buzowały we mnie emocje, odchodziłem od komputera, szedłem na spacer lub siadałem, by poczytać książkę, a odpisywałem dopiero po ostudzeniu głowy, lub w ogóle porzucałem temat.
Emocje są w życiu ważne. Ale nie warto dawać się im ponosić. Serce i rozum muszą ze sobą współpracować. Jedno nie może zdominować drugiego.
Sprawdza się to zarówno w życiu rzeczywistym jak i podczas funkcjonowania w Internecie.