…bańki moje, a w nich najpiękniejszy mój świat…

W pierwszym wpisie dotyczącym baniek informacyjnych omawiałem, czym owe bańki są oraz to, jakie czynniki wpływają na banki.

Dzisiaj postaram się w nieco szerszym świetle przedstawić właśnie owe czynniki powodujące tworzenie się baniek i wpływające na ich kształt.

Repetitio est mater studiorum,
czyli szybkie przypomnienie części pierwszej

Żeby ustalić, skąd biorą się bańki informacyjne, trzeba cofnąć się do końcówki poprzedniego wpisu na ich temat. Powiedziałem tam, że bańki informacyjne powstają wskutek nałożenia na siebie wielu czynników, z których część jest niezależna od nas.

Jeśli poszukamy w sieci definicji baniek informacyjnych, dowiemy się, że są one skutkiem działania współczesnych cyfrowych mediów. Jednak jeśliby przyjrzeć się temu bliżej, okazuje się, że algorytmy stosowane przez aplikacje internetowe są tylko (i aż) czynnikiem powodującym eskalację zjawiska, które ma korzenie o wiele głębiej.

A więc tak naprawdę to, co kształtuje banki informacyjne, to nasz światopogląd i system wyznawanych wartości. Zatem aby ustalić przyczyny powstawania baniek filtrujących, przejdziemy po kolei po czynnikach wpływających na nasze spojrzenie na świat.

Błyskawiczny wstęp teoretyczny

Zanim jednak rozpoczniemy tę analizę, musimy wprowadzić dwa pojęcia, które w kontekście tego tekstu są szalenie istotne.

Lubimy te piosenki, które znamy…

Pierwszym z nich jest tzw. efekt potwierdzenia. Jest to zjawisko w psychologii, które określa się jako „tendencję do preferowania informacji, które potwierdzają wcześniejsze oczekiwania i hipotezy, niezależnie od tego, czy te informacje są prawdziwe”.

Chodzi więc o to, że lubimy zaglądać w miejsca, w których uzyskujemy informacje utwierdzające nas w naszym spojrzeniu na świat. Chętniej rozmawiamy z ludźmi, którzy patrzą na świat podobnie jak my.
I odwrotnie – raczej nie czytamy wiadomości, które mogą zachwiać naszym światopoglądem i unikamy komunikowania się z ludźmi, którzy myślą inaczej. Zdarza się też, że traktujemy takie osoby jak kogoś gorszego niż my.

W kupie siła!

Oprócz tego jeszcze jednym ważnym w kontekście tej analizy zjawiskiem psychologicznym jest społeczny dowód słuszności. Polega ono na tym, że gdy nie potrafimy szybko wybrać, jakie zachowanie jest słuszne, decydujemy się na tę opcję, którą popierają i za którą podążają inni.

Ludzie gadają…

Człowiek jest istotą społeczną. Ten truizm, który słyszymy regularnie, jest podstawowym elementem modelującym nasze spojrzenie na świat.

Mamy rodziny, paczki znajomych, wszelkiego rodzaju grupy czy wspólnoty… Codziennie, czy tego chcemy, czy nie, komunikujemy się z innymi ludźmi. Każda wymiana zdań, czy to w świecie rzeczywistym, czy wirtualnym, to zderzenie się ze sobą dwóch (lub więcej) baniek informacyjnych. Każda rozmowa na jakikolwiek temat powoduje, że czyjeś spojrzenie na świat oddziałuje na nasz światopogląd.

Oczywiście to od nas zależy, czy i jak mocny ślad takie zderzenie światów zostawi w nas po sobie.

Jeśli ktoś jest przekonany, że osoba z którą rozmawia, ma błędne spojrzenie na świat, lub że jego światopogląd jest jedynym słusznym, takie zderzenie zazwyczaj niewiele zmieni. Natomiast jeśli światopoglądy rozmówców są zgodne lub jeśli ktoś jest otwarty na różne spojrzenia i stara się z każdej dyskusji wyciągać coś wartościowego, to ten ślad jest zależny wyłącznie od tego, jak ocenia wypowiedź rozmówcy.

Jeśli drugi człowiek spowoduje, że zerkniemy do jego bańki informacyjnej, to jest szansa, że ta wizyta wpłynie na naszą bańkę.
Na przykład postanowimy czytać jakieś nowe czasopismo, śledzić kolejną stronę na Facebooku lub kanał na YouTube.

Sposobów, na jaki takie zderzenie baniek może wpłynąć na nasze spojrzenie na świat, jest mnóstwo. Większość wiąże się z kolejnymi punktami tego tekstu.

Tutaj wkracza także wspomniany wcześniej efekt potwierdzenia. W jaki sposób?

Otóż chętniej spotykamy się z ludźmi, którzy przynajmniej częściowo podzielają nasz punkt widzenia. Abstrahując od tych kontaktów, które są efektem naszej aktualnej sytuacji życiowej (rodzina, praca, szkoła itp.), zazwyczaj dobieramy znajomych w taki sposób, że spotkania z nimi utwierdzają nas w naszych przekonaniach.

…a czasem im gadać nie wolno

Innym czynnikiem wpływającym na kształt bańki informacyjnej jest wolność mediów (lub jej brak). Jeśli w jakimś kraju panuje ustrój totalitarny z totalną blokadą wszelkich niepartyjnych mediów, to skutkiem takiej sytuacji jest dość spójna bańka informacyjna współdzielona przez zdecydowaną większość obywateli danego kraju. Obserwujemy takie zjawisko m.in. w Korei Północnej.

W naszym kraju nie jest pod tym względem źle, jednak od kilku lat systematycznie spadamy w rankingu wolności prasy organizacji Reporterzy bez Granic. Obecnie zajmujemy 64 miejsce na 180. W 2020 roku było to miejsce 62, a rok wcześniej 59. Autorzy raportu te systematyczne spadki argumentują głównie sytuacją w naszych mediach publicznych.

Myślę, że każdego, kto potrafi w krytyczny sposób spojrzeć na narrację prowadzoną w programach informacyjnych TVP, nie dziwi ta argumentacja. Można oczywiście zastanawiać się, czy media publiczne za poprzednich rządów rzeczywiście były wolne na tyle, by przed rokiem 2015 Polska znajdowała się w okolicach miejsca dwudziestego. Natomiast obecna propaganda jest na pewno o wiele bardziej jawna i toporna.

Jednak w kontekście naszej bańki informacyjnej istotne jest coś innego – różnorodność mediów. Chodzi o to, by mieć dostęp do wielu różnych narracji oraz narzędzi, by móc te różne spojrzenia krytycznie ocenić.

Jeśli wszystkie media mówią to samo, taka ocena jest niemożliwa, ponieważ wtedy wybór jest binarny: albo wierzymy mediom, albo nie. W tym drugim przypadku pozostaje nam jedynie brak wiedzy, lub zdobywanie jej bez użycia mediów.

Czego nie czytać, kogo nie słuchać

Jak już przyjmiemy wersję, że media w naszym kraju są na tyle wolne, że mamy wybór, to przychodzi moment, w którym musimy podjąć decyzję:

  • jaką prasę czytamy
  • jaką telewizję oglądamy
  • jakiego radia słuchamy
  • jakie witryny w Internecie przeglądamy

Oczywiście nikt nie mówi, że musimy korzystać ze wszystkich rodzajów mediów. Na przykład ja praktycznie w ogóle nie mam kontaktu z programami informacyjnymi w telewizji.

Tak czy owak, w Polsce wciąż mamy dość sporo opcji do wyboru. I trzeba podjąć decyzję. Każdy wybór w tym przypadku kształtuje nasz światopogląd, a w efekcie wpływa na bańkę informacyjną. Przez pryzmat tego, co do nas będzie docierać z mediów, postrzegamy otaczający nas świat.

I po raz kolejny istotnym czynnikiem jest tutaj efekt potwierdzenia. Zasadniczo niechętnie sięgamy po takie media, które zaburzają nasz światopogląd. Lewicowy antyklerykał nie będzie raczej czytał tygodnika Niedziela lub Gościa Niedzielnego. Z kolei konserwatywnego katolika mało kto będzie posądzał o lekturę Gazety Wyborczej czy Newsweeka.

A jeśli już dotrze do nas informacja, która nie pasuje do naszego spojrzenia na świat, podświadomie obdarzamy ją zdecydowanie mniejszym zaufaniem.

Krzysiu, powiedz mi, jak mam żyć…

W ostatnich latach w sieci istnieje nowe zjawisko – influencerzy. I przyznam szczerze, że moment, w którym pojawiła się ta moda, był w moim odczuciu tym, w którym Internet osiągnął kolejny poziom ogłupiania ludzi.

Nigdy tego nie kupiłem. Może jestem jakiś inny, ale dla mnie zawód influencera zawsze był czymś dziwnym. Od razu kojarzy mi się z wciskaniem kitu. Nie wykluczam, że kiedyś mogę zmienić zdanie, ale na ten moment jest to coś, co traktuję z dystansem i nieufnością.

Chcę jednak wyjść od influencerów, by pójść w kierunku ogółu ludzi, których śledzimy w sieci. Nie wszyscy są influencerami. Część prowadzi po prostu swoje strony na Facebooku, profile na Instagramie lub kanały na YouTube, a w praktyce są:

  • piłkarzami
  • aktorami
  • lekarzami
  • naukowcami
  • politykami

itd. itp.

Każda z takich osób mniej lub bardziej regularnie wrzuca do sieci swoją twórczość. Czasem jest to krótka opinia, innym razem dłuższy tekst czy film. Te treści trafiają do nas, czyli odbiorców. I każdy taki wpis w mediach społecznościowych wywiera na nas mniejszy lub większy wpływ.

A ponieważ zazwyczaj śledzimy ludzi, których lubimy, to takie treści często trafiają na podatny grunt, a ich wiarygodność sprawdzamy o wiele rzadziej. Kolejny raz mamy tu do czynienia z efektem potwierdzenia – śledzimy osobowości, których twórczość nam odpowiada.

W tym miejscu zastosowanie ma również wspomniany wcześniej społeczny dowód słuszności.

O ile jeszcze wokół mediów „klasycznych” (radio, telewizja, prasa) raczej nie znajdziemy skupiska fanów, które będą nam oceniały każdą wiadomość (chyba, że docieramy do nich za pomocą ich stron internetowych lub profili w mediach społecznościowych), o tyle strony na Facebooku, Instagramie itp. są zazwyczaj miejscem skupiającym fanów danej osobowości lub organizacji. W związku z tym informacje pojawiające się na takich profilach mają mnóstwo lajków i pozytywnych komentarzy. Chcąc nie chcąc, podświadomie dajemy więc takiej informacji spory kredyt zaufania.

Globalna wioska „Facebook”

– Masz może konto na Facebooku?
– Nie.
– Instagramie?
– Nie.
– Twitter?
– Też nie.
– LinkedIn?
– Nie.
– Może chociaż „Nasza klasa”?
– Nie, nie mam.
– Tak bardzo nie istniejesz…

Dialog inspirowany starymi memami

Powyższa rozmowa dość trafnie podsumowuje to, w jakim świecie żyjemy. Tak naprawdę jeśli to czytasz, to jest dość spora szansa granicząca z pewnością, że dotarłeś tutaj klikając w odnośnik umieszczony w jednym z mediów społecznościowych.

I absolutnie nie mam zamiaru demonizować tutaj ich istnienia. Moją osobistą opinię na temat świata social media mogę (nieco upraszczając) streścić w jednym zdaniu:

Media społecznościowe to najlepsze i zarazem najgorsze co przytrafiło nam się do tej pory w XXI wieku.

Natomiast wracając do tematu baniek informacyjnych. Z punktu widzenia tegoż zjawiska istotne jest to, jak spójny jest nasz dobór śledzonych stron w social media oraz jak wiele informacji o sobie będziemy do nich wrzucać. A jak wiemy, one same oczekują od nas sporo.

Portale społecznościowe wręcz łakną tego, by wiedzieć o nas jak najwięcej. Chcą, byśmy ciągle wrzucali treści w postaci wpisów, zdjęć, zameldowań w nowych miejscach, relacji itd. Chcą wiedzieć o nas wszystko, co tylko są w stanie z nas wycisnąć.

Po co? Bo chcą jeszcze lepiej dopasowywać do nas to, co będą nam później serwować.

Wujek Google pod…słuchuje

Podobnie ma się rzecz z produktami giganta z Mountain View. Google od wielu lat konsekwentnie buduje imperium informacyjne.

Wiele lat temu Sergey Brin, jeden ze współtwórców wyszukiwarki Google, powiedział następujące słowa:

Idealna wyszukiwarka przypominałaby umysł Boga.

W praktyce za tym cytatem stoi pewna wizja przyszłości całej platformy Google (bo przecież dzisiaj nie jest to już jedynie wyszukiwarka).

Obecnie Google niejako „poznaje” swojego użytkownika i stara się mu zaoferować treści „skrojone na miarę”.

Co to znaczy „poznaje”?

Dotarliśmy do punktu, w którym określenie „algorytmy dobierające treści” już samo pcha się na usta. A ponieważ to zjawisko wymaga szerszego omówienia, nie mogę z czystym sumieniem upchnąć go w jednym akapicie.

Zatem stawiamy tutaj kropkę i do tematu wrócimy w kolejnym tekście.

Napiszcie w komentarzu czy przychodzą Wam do głowy jeszcze jakieś inne czynniki, które wpływają na kształt naszych baniek informacyjnych.

Udostępnijcie także ten wpis waszym znajomym. Z góry dzięki!

Udostępnij:

Tomasz

Informatyk z wykształcenia. Programista z zawodu. Hobbystycznie fotograf i grafik komputerowy. Z zamiłowania muzyk grający na instrumentach klawiszowych i gitarze. Entuzjasta nowinek technologicznych. Z wypiekami na twarzy obserwuje kolejne kroki ludzkości w stronę Marsa. W wolnych chwilach słucha różnorodnej muzyki, czyta książki, ogląda seriale i gra w gry komputerowe.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *