Pandemiczne frustracje…
Od jakiegoś czasu siedzi we mnie pewna frustracja. Taki „weltschmerz”. Obserwuję to, co się dzieje dookoła, dyskusje w sieci pod różnymi wpisami i po prostu coś raz za razem we mnie pęka. I nie umiem już tego dłużej w sobie trzymać, bo za chwilę zrobi mi to jakiś uraz na psychice. Muszę to z siebie wylać.
W zasadzie jedyne, co mnie przed tym blokuje, to wizja dyskusji w komentarzach, na którą nie mam siły. Ale trudno, tym będę martwić się później.
Dzisiaj o pandemii. I o tym, jak ludzie dają sobą manipulować. Będzie też o polityce. I o Kościele. Szczepionki też będą.
W sumie, to będzie po trochu o wszystkim. Trochę weryfikacji informacji, a trochę opinii.
Polityczne lody kręcone na pandemii
Nie wiem, czy jestem pod tym względem typowym internautą, ale śledzę na Facebooku różnych polityków z wielu stronnictw. Mam dzięki temu dość szeroki ogląd podejścia różnych partii politycznych do epidemii SARS-CoV-2. I widzę jedno – politycy, bez względu na to, jakie stronnictwo reprezentują, mówią to, czego oczekują od nich wyborcy. Tak dobierają fakty i „ekspertów”, by lud ich popierał.
Co ciekawe, nie ma w tej chwili stronnictwa, które negowałoby wprost istnienie pandemii. Ale to nie przeszkadza niektórym politykom grać wyborcami w taki sposób, by stwarzać wrażenie braku zagrożenia, jeśli tylko jest to korzystne dla partii.
Mnie pod tym względem szczególnie irytuje obóz konserwatywno-narodowy. Mógłbym oczywiście przyczepić się do innych partii, ale jakoś odnoszę wrażenie, że tutaj jest najgorzej. Piszę to z tym większym zawodem, że w ostatnich latach to ugrupowanie mogło liczyć na mój głos. I nadal w sumie uważam, że przedstawiciele Konfederacji są potrzebni w sejmie.
Nie neguję tego, że partia ta zwraca czasem uwagę na słuszne problemy. Irytuje mnie jednak to, że narracja jest tak jednostronna. Jeszcze gorzej wyglądają komentarze pod wpisami polityków tego stronnictwa, gdzie wzajemne nakręcanie się elektoratu przyjęło już formę chorobliwego fanatyzmu (choć nie jest to unikalne jedynie dla tego miejsca).
Metoda „młotkiem w głowę”
Podam przykład jednego z polityków (celowo nie wymieniam imienia i nazwiska), który codziennie (czasem po kilka razy) przypomina, że nakaz noszenia maseczek i część obostrzeń jest nielegalna (co jest prawdą), że nie można wymagać od nikogo szczepień (też prawda) i że lockdown nic nie daje (chciałem pierwotnie napisać o tym szerszy wpis, ale póki co się wstrzymuję; moim zdaniem maksymalnie upraszczając: również jest to przynajmniej częściowo prawda), a niszczy przedsiębiorstwa (prawda).
Skoro tyle razy powiedziałem, że ów polityk mówi prawdę, to co mnie tak irytuje?
Sposób prowadzenia tej narracji. Między wierszami insynuacja goni insynuację. Po przejrzeniu wpisów z kilku dni w głowie pozostaje obraz z jednej strony zupełnie niegroźnego wirusa, z drugiej jednej wielkiej mistyfikacji, której rzekomo jesteśmy świadkami.
Skutkiem tak konsekwentnie prowadzonej akcji przeciwko działaniom rządu oraz przeciw samej pandemii jest to, że wyborcy wspomnianego polityka traktują koronawirusa w najlepszym wypadku jak coś, co w ogóle nie stanowi zagrożenia dla nikogo, a w najgorszym w ogóle negują istnienie jakiejkolwiek epidemii i twierdzą na przykład, że w szpitalach tymczasowych leżą statyści, że testy są całkowicie niewiarygodne, i że jesteśmy poddawani zorganizowanej na światową skalę akcji depopulacyjnej i eksperymentowi medycznemu. Przy okazji ta nic nieznacząca pandemia rujnuje wszystko dookoła, więc tym bardziej należy ją zwalczać wszelkimi sposobami.
Propaganda vs Fakty
Mógłbym podać jeszcze wiele innych przykładów, również z innych stronnictw.
PO uderza w partię rządzącą za kompromitację systemu szczepień i zapaść systemu służby zdrowia (kto by się spodziewał?), PSL zwraca uwagę na wzrost cen w sklepach wynikły ze stanu gospodarki. Podobne tezy stawia Szymon Hołownia i inni przedstawiciele opozycji.
Z kolei PiS uprawia oczywiście propagandę sukcesu. Czytając wpisy polityków partii rządzącej aż chce się krzyknąć „dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze?!”.
Ale nie jest moim zamiarem wykazywanie tutaj, że politycy manipulują informacją.
Po co zatem to wszystko piszę?
Bo już dłużej nie mogę obserwować tego, jak moi znajomi (i nie tylko) dają się wodzić za nos swoim idolom politycznym. Czytam wypowiedzi (i memy) wrzucane na Facebooka, przeglądam komentarze pod artykułami dot. pandemii i szczepień i jestem w stanie z dość dużą skutecznością po kilku zdaniach określić to, którego polityka dana osoba obserwuje w sieci. Po prostu szlag mnie trafia, gdy to widzę i muszę z siebie tę frustrację wylać, bo mnie rozerwie.
Apeluję więc do wszystkich rozsądnych ludzi, którzy to czytają:
Przestańcie słuchać polityków!
Jakichkolwiek.
Po tylu miesiącach pandemii jest dla mnie oczywiste, że:
- Jeśli elektorat danej partii jest antykościelny, to politycy będą wykazywać, że Kościół jest traktowany w trakcie pandemii w szczególny sposób.
- A jeśli elektorat jest prokościelny, to będzie nakręcana spirala strachu, że rząd chce zamknąć kościoły i nie można na to pozwolić.
- Jeśli elektorat jest antyszczepionkowy, to politycy będą wykazywać, że szczepienia to eksperyment medyczny na globalną skalę, szczepionki zmienią DNA i że ludzie po szczepieniach umierają.
- Z kolei gdy elektorat chce się szczepić, to będzie bombardowany atakami na rząd, który nie dość wydajnie załatwia szczepionki i robi bałagan w systemie szczepień.
I tak dalej… Widzicie to? Nieważne, co jest prawdą. Ważne, czym można skłonić do siebie wyborcę. Partia o czymś nie mówi nie dlatego, że to nie istnieje, tylko dlatego, że tego nie chcą wyborcy. I odwrotnie – partia o czymś mówi nie dlatego, że jest to ważne, tylko ponieważ tego oczekuje elektorat.
A pewność, z jaką różni politycy stawiają tezy, jest przerażająca. Ciągle więcej jest pytań niż odpowiedzi co do pandemii, ale nasi politycy zdają się mieć całą wiedzę świata.
Zacznijcie weryfikować informacje. Bo tyle manipulacji faktami, ile jest wokół pandemii, to chyba ostatnio było podczas wyborów w USA. W tym bałaganie każdy chce ugrać coś dla siebie. Nie mam co do tego żadnych złudzeń. O wiarygodności różnych źródeł informacji pisałem tutaj.
Garść faktów
Co zatem wiemy?
Wiemy, że SARS-CoV-2 to nie jest zwykła grypa.
Najprostszy (i dawno obalony) mit o pandemii koronawirusa jest taki, że „to taka grypa sezonowa”. Ta teza, że COVID-19 jest jak grypa, pojawiała się już w pierwszych miesiącach od ogłoszenia stanu epidemii w Polsce i od tego czasu jest wciąż wałkowana na różne sposoby. I choć wtedy miała ona uzasadnienie w liczbach z wielu państw, teraz nie ma racji bytu.
Nawiasem mówiąc, czasem zastanawiam się, czy gdyby w Polsce ogłoszono tę pandemię z kilkumiesięcznym opóźnieniem (np. w sierpniu 2020), to teza o „zwykłej grypie sezonowej” byłaby równie popularna…
W poniższej analizie źródłem danych dot. zgonów na COVID-19 jest dla mnie COVID-19 Dashboard by the Center for Systems Science and Engineering (CSSE) at Johns Hopkins University (JHU). Dane są aktualne na dzień 8.04.2021 r.
Proszę też o przeczytanie tej analizy do końca – początkowe liczby są jedynie punktem wyjścia.
Zgony w Polsce
Porównajmy zatem dane:
Jak widać na powyższym wykresie, na grypę w ostatnich latach umiera w Polsce mniej niż 100 osób rocznie (średnio ok. 60-70).
Wiem, że ta liczba jest zaskakująco niska. Wytrwajcie jeszcze parę akapitów, za chwilę wszystko się wyjaśni.
Na COVID w sezonie grypowym 2020/2021 (umownie przyjmuje się, że sezon grypowy zaczyna się w październiku – odjąłem więc zgony z przed 1.10.2020 – ok. 2500) do tej pory zmarło ok. 54 tysiące ludzi (a sezon grypowy jeszcze się nie skończył, podobnie jak obecna fala epidemii).
Zabijają choroby współistniejące
Ktoś jednak powie, że uznaje tylko zgony bez chorób współistniejących. Ok, weźmy więc liczbę takich zgonów.
Ponieważ trudno jest znaleźć oficjalną liczbę sumaryczną za dany okres, postanowiłem wykonać obliczenia – wziąłem dane MZ za ostatnie 3 tygodnie i ustaliłem średni udział liczby zgonów bez chorób współistniejących w ogólnej liczbie zgonów raportowanych danego dnia. W rezultacie wyszło mi niecałe 24%. I gdyby tak było, to można by przyjąć, że ok. 13 tysięcy zgonów od października 2020 do teraz to zgony bez chorób współistniejących.
Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że takie obliczenia są podatne na spory błąd, dlatego uwzględnię jeszcze kilka innych informacji:
- Wynik interpelacji posła Jacka Wilka, z którego wiemy, że do końca ub.r. na COVID-19 bez chorób współistniejących zmarło w sumie ok. 5 tys. ludzi z ogółu 30 tysięcy raportowanych zgonów (udział procentowy jest tu równy ok. 16,6%)
- Minimum z moich obliczeń (16,9%)
I na koniec, żeby przyjąć jeszcze bardziej optymistyczny scenariusz wezmę ostatecznie 15%. Koniec końców okaże się, że na COVID-19 bez chorób współistniejących od października 2020 zmarło w Polsce minimum 8100 osób.
Zgony na grypę są zaniżone
Niektóre serwisy zwracają uwagę na fakt, że odnotowywane są zgony tylko bezpośrednio z powodu grypy, a nie jej powikłań, w wyniku czego mamy niedoszacowanie nawet na stukrotnym poziomie i powinniśmy raczej mówić o ok. 6000-7000 tys. zgonów. Jestem skłonny w to uwierzyć, bo faktycznie, jeśli porównać tę liczbę ze zgonami w innych krajach, to bylibyśmy jakimś grypowym rajem.
Jeśli więc porówna się liczbę 7000 zgonów na grypę i powikłania pogrypowe ze zgonami na COVID-19 bez chorób współistniejących (8100), to faktycznie można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia ze zwykłą grypą sezonową.
Ja uważam jednak, że całkowite ignorowanie zgonów na COVID-19 z chorobami współistniejącymi jest błędem. Należy zatem przyjąć, że przynajmniej częściowo (choć ja uważam, że raczej zdecydowana większość) są one faktycznie spowodowane powikłaniami poCOVIDowymi. I wtedy przyjmijmy optymistycznie, że połowa tych zgonów, to faktycznie skutek SARS-CoV-2. Wiem, ktoś powie, że dobieram dane do tez. Ja uważam, że uznanie tylko połowy tych zgonów za prawdziwe, to i tak ukłon w stronę antyCOVIDowców, a dobieraniem danych do tez jest całkowite ich ignorowanie. Według mnie błędnie przypisane zgony to wyjątki rzędu góra 5%.
54000-8100=45900\\ 45900 \div 2 = 22950\\ 22350 + 7800 = 31050
Mamy więc 7 tysięcy zgonów z powodu grypy i jej powikłań kontra 31 tysięcy na COVID-19 – czyli 4,5 razy więcej. Chociaż ja bardziej skłaniam się ku wersji 7 tysięcy kontra 50 tysięcy. Tak czy inaczej, liczba zgonów na COVID-19 w sezonie grypowym 2020/2021 rośnie nadal.
MZ kłamie
Ktoś powie: „ale dane Ministerstwa Zdrowia są niewiarygodne”. I ja to przyjmuję. Też podchodzę do danych naszego MZ z dystansem, bardziej obserwując trendy niż konkretne liczby.
Weźmy więc Wielką Brytanię. Szacuje się, że rocznie na grypę i powikłania pogrypowe umiera tam ok. 15000 osób (źródło). Zgony na COVID od 1.10.2020 r.: niecałe 85 tysięcy. Przebicie niemal sześciokrotne. Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że krzywa zgonów na COVID-19 w UK od ponad miesiąca wypłaszcza się wskutek sprawnego przebiegu szczepień w tym kraju.
Przenieśmy się do Francji. Zgony na grypę to średnio 10-15 tysięcy osób rocznie (źródło). Zgony na COVID od października ub.r. to ok. 65,5 tysiąca. Ponad czterokrotnie więcej.
Niemcy: 20-25 tysięcy zgonów na grypę i pogrypowe zapalenie płuc rocznie (źródło), a na COVID od 1.10.2020 zmarło 68 tysięcy osób.
USA: 40 do 60 tysięcy zgonów na grypę (źródło1 źródło2) przy ponad 350 tysiącach zgonów na COVID-19 (tylko po 1.10.2020 – jeśliby liczyć od początku pandemii, to liczba zgonów wynosiłaby ponad 550 tysięcy).
Włochy: 15-17 tysięcy (źródło podaje sumę z czterech sezonów równą 68 000, którą podzieliłem przez 4) zgonów z powodu grypy i 76 000 zgonów spowodowanych koronawirusem.
Pamiętajmy jednak, że służba zdrowia w tych krajach jest na o wiele wyższym poziomie niż w Polsce. W Czechach na przykład na grypę umiera rocznie ok. 1500 osób (źródło). Na COVID w sezonie grypowym zmarło do tej pory ponad 27 tysięcy ludzi. Ukraina: 5 tysięcy vs 33 tysiące.
Można tak wymieniać i wymieniać. COVID to nie grypa. To choroba bez wątpienia wielokrotnie bardziej śmiertelna.
Na świecie grypa każdego roku zabija ok. 646 tysięcy osób (źródło). Natomiast COVID-19 spowodował do tej pory ponad 2 900 000 zgonów i każdego dnia zabija kolejnych 10-15 tysięcy. Od października 2020 z powodu koronawirusa zmarło 1 860 000 osób!
Zebrane dane
KRAJ | Zgony na grypę i powikłania pogrypowe | Zgony na COVID-19 po 1.10.2020 | Wszystkie zgony na COVID-19 | Stosunek zgonów na COVID-19 po 1.10.2020 do zgonów na grypę (%) | Stosunek wszystkich zgonów na COVID-19 do zgonów na grypę (%) |
---|---|---|---|---|---|
Polska | 6000-7000 | 30 000 – 50 000 | 56 600 | 430%-700% | 800%-950% |
Wielka Brytania | 15 000 | 85 000 | 127 200 | 560% | 850% |
Francja | 10 000-15 000 | 65 500 | 98 000 | 440%-650% | 650%-980% |
Niemcy | 20 000-25 000 | 68 000 | 78 000 | 270%-340% | 310%-390% |
Stany Zjednoczone | 40 000-60 000 | 350 000 | 550 000 | 600%-900% | 900%-1350% |
Włochy | 15 000-17 000 | 76 000 | 113 000 | 450%-500% | 650%-750% |
Czechy | 1500 | 27 000 | 27 500 | 1800% | 1850% |
Ukraina | 5000 | 33 000 | 37 600 | 660% | 750% |
ŚWIAT | 646 000 | 1 860 000 | 2 900 000 | 290% | 450% |
Zgony w sezonie grypowym (stan na 8.04.2021)
Paraliż służby zdrowia
Ale to nie zgony są największym problemem COVID (choć oczywiście są tragedią). Z punktu widzenia funkcjonowania państwa najbardziej problematyczny jest nagły wzrost liczby hospitalizacji spowodowanych infekcjami wirusem SARS-CoV-2. Chodzi więc o liczbę zachorowań wymagających pobytu w szpitalu.
Jak zatem wygląda porównanie statystyk hospitalizacji spowodowanych grypą do tych spowodowanych koronawirusem?
W Polsce
W naszym kraju w sezonie grypowym 2018/2019 z powodu grypy i powikłań pogrypowych hospitalizowanych było ok. 17 tysięcy pacjentów (źródło). Jest to typowy wynik w ostatnich latach (wahania +/- 2 tysiące).
Tymczasem tylko w tej chwili (8.04.2021) zajętych jest prawie 35 tysięcy łóżek przez osoby chore na COVID-19 (źródło)! Szacuje się, że ok. 15% wszystkich rozpoznań kończy się hospitalizacją, co oznacza ponad 350 tysięcy hospitalizacji z powodu SARS-CoV-2 w ciągu roku (nie potrafiłem znaleźć dokładnej liczby, zatem wartość ta wynika z przemnożenia sumy zakażeń przez 15%) – to dwudziestokrotnie więcej niż z powodu grypy!
Za granicą
Ale liczby z Polski są oczywiście niewiarygodne. Przejdźmy więc do innych krajów.
W Stanach Zjednoczonych rocznie z powodu grypy do szpitali trafia trochę ponad 200 000 pacjentów (źródło).
Tymczasem z powodu COVID-19 w ciągu ostatniego roku do szpitali trafiło ponad milion osób (źródło) – pięciokrotnie więcej! W szczytowym momencie w szpitalach z powodu koronawirusa leżało prawie 130 tysięcy pacjentów – ponad połowa wszystkich osób, które trafiają do szpitali z powodu grypy przez cały sezon!
Z kolei w Wielkiej Brytanii w sezonie grypowym 2017/18 z powodu grypy do szpitali trafiło 46215 osób. W sezonie 2018/19 było to z kolei 39670 hospitalizacji (źródło).
Natomiast z powodu COVID-19 w sumie w szpitalach wylądowało ponad 457 tysięcy pacjentów (źródło)! W chwili największego obłożenia w szpitalach z powodu koronawirusa było ponad 38 tysięcy osób.
A Wielka Brytania jest już na bardzo zaawansowanym etapie szczepień i od wielu tygodni pandemia tam wyhamowuje.
Zebrane dane
KRAJ | Hospitalizacje z powodu grypy rocznie (suma) | Hospitalizacje z powodu COVID-19 rocznie (suma) | Obłożenie szpitali z powodu COVID-19 w szczycie | Stosunek hospitalizacji z powodu COVID-19 do hospitalizacji z powodu grypy (%) | Stosunek szczytowego obłożenia szpitali pacjentami COVID-19 do hospitalizacji z powodu grypy (%) |
---|---|---|---|---|---|
Polska | 17 000 | 300 000-350 000 | 35 000 | 1750%-2000% | 200% |
Stany Zjednoczone | 200 000 | 1 000 000 | 130 000 | 500% | 65% |
Wielka Brytania | 38 000-47 000 | 457 000 | 38 000 | 950%-1200% | 80%-100% |
Porównanie hospitalizacji z powodu grypy i COVID-19 w różnych krajach
To nie jest pandemia!
W kilku różnych miejscach można przeczytać tezę o tym, że mamy do czynienia z fałszywą pandemią (i że zastanawiające jest, że Światowa Organizacja Zdrowia zmieniła definicję pandemii w 2009 roku). Pisałem już o tym wcześniej, ale nie mogę się do tego nie odnieść ponownie.
Przypomnę więc, że wg WHO pandemia to „globalne rozprzestrzenianie się nowej choroby”. Z poprzedniej „definicji” usunięto zapis o „wysokiej śmiertelności”.
Fakt, że na świecie w ciągu roku odnotowano prawie 3 mln zgonów z powodu COVID-19 (z czego milion w ciągu ostatnich trzech miesięcy – źródło) nie pozwala na podtrzymanie tezy o tym, że nie mamy do czynienia z prawdziwą pandemią. Na tle największych pandemii, które miały miejsce w ciągu ostatnich 100 lat, obecna pandemia koronawirusa wpasowuje się w sam środek.
Oczywiście hiszpanka z lat 1918-1920 jest tutaj zdecydowanym liderem, z liczbą zgonów szacowaną między 40 mln a nawet 100 mln. Jednak później mamy takie pandemie jak grypa azjatycka (1-2 mln zgonów) i powstała w wyniku mutacji wirusa grypy azjatyckiej grypa Hong-Kong (1-4 mln zgonów). Nawiasem mówiąc, te dwie następujące po sobie pandemie zostały opanowane dzięki szczepionce.
Źródło danych do wykresu: Medicover.pl
Szczepionki szkodzą!
„I do tego to eksperyment medyczny!”
Jestem już zmęczony tymi wyolbrzymieniami i manipulacjami, które codziennie atakują mnie w sieci.
To, co dzieje się wokół preparatu firmy AstraZeneca, to chyba najbardziej rozdmuchany czarny scenariusz na temat szczepionek, jaki widziałem.
Sprawdźmy zatem fakty.
W UK, gdzie szczepionką tej firmy zaszczepiono w sumie 18 mln osób, stwierdzono 30 przypadków zakrzepicy, z czego zmarło 8 osób (źródło). W UE na 5 mln dawek stwierdzono również 30 przypadków zakrzepicy. Do tej pory nie znaleziono jednak jednoznacznego związku pomiędzy szczepionką a pojawianiem się skrzepów u pacjentów (co nie znaczy, że na pewno go nie ma – pojawiają się głosy o możliwych przyczynach).
Załóżmy, że te 30 przypadków faktycznie wzięło się ze szczepionek, i że te 8 zgonów było następstwem szczepienia. 8 zgonów na 18mln osób! A ile umiera na SARS-CoV-2? 2 osoby na 100! Załóżmy nawet, że jedna na 100 osób zarażonych SARS-CoV-2 umiera. A skrzepy po szczepionce AstraZeneca ma kilka osób na milion!
Ale ludzie wolą ulegać propagandzie niż wierzyć twardym danym.
O szczepionkach pisałem więcej w Szczepionkowym Q&A.
Politycy czasem mają rację
Zgadzam się z częścią tez stawianych przez polityków:
- nasz rząd nie radzi sobie z pandemią (swoją drogą – który sobie radzi?)
- lockdown wykańcza gospodarkę
- ludzie tracą dorobek całego życia z powodu obostrzeń, które w sporej części są bezsensowne
- ludzie umierają na inne choroby niż COVID i nie są leczeni
- szczepienia idą za wolno
- nie powinno się nikogo zmuszać do szczepień
- część obostrzeń jest niewspółmierna do zagrożenia i prawdopodobnie bezsensowna
- noszenie maseczek na świeżym powietrzu jest prawdopodobnie bez sensu
Ale żadne z tych stwierdzeń nie zmienia faktu, że mamy do czynienia z pandemią, która zabija ludzi.
Polska służba zdrowia jest zaniedbywana od dekad i nawet w stanie „normalności” nie daje rady leczyć w sposób adekwatny do zapotrzebowania (to nie tylko wina PiSu; każdy rząd ostatnich kilku kadencji ma tu swoje za uszami). Teraz na to wszystko nakłada się pandemia i nie jesteśmy w stanie skutecznie leczyć ani tych, którzy chorują na COVID, ani pozostałych pacjentów.
I teraz mijam na ulicy ludzi, którzy mówią do siebie, że „to srandemia a nie pandemia” i że „za tę całą plandemię odpowiada rząd światowy i BigPharma”. I wściekam się, choć wiem, że to nie ich wina – oni tylko powtarzają modne hasła. To do tych, którzy robią im sieczkę z mózgu, mam pretensje. Bo w tym samym czasie na oddziałach COVIDowych tysiące pacjentów walczy o każdy oddech, z czego część jest podpięta do respiratora. A ludzie marudzą, bo nie mogą normalnie wejść do kościoła w święta…
Tak, rząd daje ciała. Tak, część obostrzeń jest niepotrzebna lub korzyści z nich wynikające są niewspółmierne do strat. Tak, mamy niewydolną służbę zdrowia. Tak, w 2020 roku z powodu tej niewydolności systemu opieki zdrowotnej zmarło w sumie ponad 70 tysięcy ludzi więcej niż w poprzednich latach, z czego tylko niecałe 30 tysięcy to zgony COVID-owe (źródło). Tak, maseczki noszone na zewnątrz prawdopodobnie niewiele dają.
Tylko żadna z tych tez nie powoduje, że nie ma pandemii.
Pytania
Odpowiedz więc sam sobie na pytanie:
Czy gdyby:
- nasza służba zdrowia dobrze sobie radziła z pandemią,
- gospodarka nie odczuwałaby jej skutków,
- można by w miarę normalnie funkcjonować pomimo samej pandemii,
- ale codziennie raportowane liczby byłyby takie same
to negowałabyś/negowałbyś zagrożenie wynikające z pandemii?
Bo jeśli wpływ na Twoje postrzeganie pandemii ma ten cały bajzel, to znaczy, że Twoje podejście ma podłoże ideologiczne, a nie logiczne.
Odpowiedz sobie jeszcze na drugie pytanie:
Czy na pewno Twoje zdanie jest Twoim zdaniem, a nie zdaniem ludzi, których wypowiedzi słuchasz i czytasz w różnych mediach?
Szczepionki naprawdę działają
Z innej beczki. Wystarczy spojrzeć na dane z państw, które najlepiej radzą sobie ze szczepieniami, by przekonać się, że szczepionki są skuteczne. Wezmę tutaj dla przykładu dwa kraje: Wielką Brytanię i Izrael.
Wielka Brytania
Brytyjczycy masowo stosują szczepionkę firmy AstraZeneca. Pisałem o niej więcej kilka akapitów wyżej. UK stara się jak najszybciej zaszczepić jak najwięcej osób pierwszą dawką szczepionki. Na ten moment (8.04.2021) zaszczepionych jest ok 48% obywateli (drugą dawką 8,5%).
W Wielkiej Brytanii, w przeciwieństwie do państw sąsiednich, nie wystąpiła na wiosnę kolejna fala pandemii.
Izrael
W Izraelu z kolei bardzo efektywnie szczepi się ludzi preparatem Pfizer/BioNTech. W tym przypadku normalnie podawane są dwie dawki w odpowiednich odstępach. Do teraz zaszczepiono 60% osób pierwszą dawką i 55% drugą. W Izraelu powoli wraca normalność, o czym donoszą różne media.
Dla porównania pokażę analogiczne wykresy z kilku innych państw, gdzie szczepienia nie idą tak gładko.
Francja – 14% zaszczepionych pierwszą dawką, 4,8% drugą dawką
Na wykresie widać, że Francja obecnie zmaga się z kolejnym wzrostem liczby zakażeń.
Włochy – 13% zaszczepionych pierwszą dawką, 6% drugą dawką
Podobnie jak we Francji, tutaj również występuje kolejna fala epidemii.
Nie mówię, że szczepionki są idealne. Oczywiście, że mają one różne skutki uboczne. Ale między przechorowaniem COVID-19 a szczepieniem nie ma w ogóle porównania (warto pamiętać, że nawet bezobjawowy COVID może powodować skutki uboczne [źródło], a rehabilitacja po objawowym przechorowaniu jest czasem bardzo długa).
Znajomi lekarze (i nie tylko oni) mówią, że pewne odczyny poszczepienne (np. ból w miejscu wkłucia, ogólne osłabienie, lekka gorączka) są czymś normalnym (oczekiwanym) i świadczą o odpowiedzi układu immunologicznego na szczepienie.
Wśród moich bliskich jedna starsza osoba (ponad 90 lat) po drugiej dawce przez około tydzień miała opuchnięte ramię. I nikogo to w ogóle nie dziwi.
Dowody anegdotyczne
Wiem, że powyższy przykład to dowód anegdotyczny. Nie musicie mi wierzyć. Ale nie wierzcie też koledze, który opowiada rzeczy wyssane z palca, ani politykom, którym zależy wyłącznie na Waszym poparciu.
Zdecydowana większość fałszywych tez na temat pandemii opiera się o takie właśnie pojedyncze przykłady, które mają być dowodem na powszechne zjawiska.
Kilka przykładów:
Sam znam osobę, której wpisali, że zmarła na koronę, chociaż wszyscy wiedzą, że to był zawał. No ale kasa, kasa, kasa!
I na podstawie takich historii wyciąga się wniosek, że praktycznie nikt nie umiera na COVID-19. Gdybym ja miał pójść tym tokiem rozumowania, to stwierdziłbym, że 75% zgonów w moim otoczeniu to COVID-19.
Mój znajomy miał na zmianę: pozytywny, negatywny, pozytywny. Czyli wiadomo, że te testy są nic niewarte. Ale przecież plandemia sama się nie zrobi…
I jeszcze odpowiedź, że przecież testy PCR nie były stworzone do szukania koronawirusa. Polecam obejrzeć ten materiał, który rzuca nieco światła na tę kwestię.
My odkąd otworzyli przedszkola w maju zeszłego roku, nie byliśmy ani razu na kwarantannie. Rodzice się stosują do zaleceń, dzieci nawet z katarem siedzą w domach. Wydaje mi się, że te covidowe dramaty są rzeczywiście tylko w TV.
Niestety my, ludzie, mamy taką naturalną tendencję do myślenia, że cały świat wygląda tak, jak nasze podwórko. Warto więc czasem przyjąć do wiadomości, że dwie ulice dalej życie może wyglądać inaczej.
Ja ciągle normalnie chodzę do kościoła i nic nikomu się nie dzieje. A na te obostrzenia i tak nikt nie patrzy, da się normalnie wejść…
Skąd pewność, że nikt się nie zaraził? Sprawdzasz, czy za każdym razem przychodzą te same osoby? Stoisz przy wejściu i odhaczasz na liście? Z pewnością skala zakażeń w kościołach nie jest duża. Ale na podstawie jednej historii nie powinno wyciągać się ogólnych wniosków.
Na każdy taki dowód anegdotyczny jestem w stanie przytoczyć cytat z mojego otoczenia dowodzący czegoś odwrotnego. Ale to nie ma znaczenia. Historie pojedynczych osób nie są żadnym dowodem na powszechność jakiegoś zjawiska lub jej brak. Niestety, nie dość, że lubimy wyciągać z takich opowieści ogólne wnioski, to na dodatek mamy tendencję do słuchania tego, co bardziej odpowiada naszym przekonaniom. A na to wszystko nakładają się jeszcze bańki informacyjne, w których żyjemy.
Podsumowanie
Zacznijcie myśleć samodzielnie. Tak, tego sformułowania używają też politycy, próbując Wam wcisnąć swoją wizję świata. Mi też nie wierzcie. Ja też tutaj opisuję to, jak ja to widzę. I na pewno nie jestem w pełni obiektywny. Ale staram się być na tyle, na ile potrafię. I przyznam się do błędu, jeśli ktoś mi go wykaże.
Jeszcze raz apeluję – przestańcie wierzyć politykom. Którymkolwiek. Czy to władzy, czy opozycji (obojętnie której). Oni wszyscy kręcą lody, na czym tylko się da.
Ktoś mi mówił, że nie zna nikogo, kto ciężko przechorował COVID. I jest to możliwe. To, że ja znam kilka osób, które zmarły pod respiratorami, to dowód anegdotyczny. Podobnie jak to, co mówił mi ten ktoś. A także wszelkie inne tego rodzaju historie.
Ale równie bezsensowne jest wyciąganie wniosków z tez stawianych przez polityków i celebrytów.
Też mam dość!
Ja też mam już dość chodzenia w maseczce. Chciałbym już spokojnie pójść do kościoła, a nie przeżywać święta przed telewizorem. Tęsknię za wyjściem ze znajomymi do knajpy, żeby posiedzieć, pogadać, pośmiać się. Chciałbym pójść z żoną do kina.
Ale nie robię tego. Z poczucia odpowiedzialności za ludzi wokół mnie. Nie dlatego, że boję się, że ja się zarażę. Boję się o moich bliskich i osoby, które mógłbym zarazić nieświadomie. Gdy słyszę, że „jeb*ć pandemię, bo ona tylko staruchy zabija”, to mam ochotę tak mocno się odwinąć, żeby się człowiekowi głowa o 360 stopni obróciła. Ale takich ludzi też spotykam. I to boli, choć rozumiem tę frustrację.
Cieszę się, że dziadkowie żony są już zaszczepieni.
Gdyby moja babcia żyła, to by się w dzisiejszych czasach naprzeżywała. Już słyszę to jej „Ło Maryjo, wto to widzioł… Tego wirusa to sie trza boć!”. A dziadek by dodał „A byś to łosroł!”. I mi się łezka w oku kręci. Mój dziadek był moim „kołczem”. I mi go dzisiaj bardzo brakuje. Zawsze, gdy coś we mnie siedziało, to mogłem się jemu wygadać. Teraz wylewam to tutaj. No i moja żona musi czasem słuchać tych moich frustracji.
Mało słów, dużo szkód
Niestety, większą siłę oddziaływania mają krótkie teksty i upraszczanie rzeczywistości, niż szerokie i szczegółowe analizy. I trochę nie zdajemy sobie sprawy jak wiele szkód potrafi wyrządzić kilka memów manipulujących faktami. I nie śmieszą mnie teksty, że komuś „obostrzenia koło ch… latają”. Bo może i jest to zabawne, a na pewno pozwala odreagować frustrację, ale niestety powoduje też, że podświadomie bagatelizujemy realne zagrożenie.
Różne obostrzenia są mniej lub bardziej (bez)sensowne. Ale na pewno sens ma dystans społeczny i maseczki w zamkniętych pomieszczeniach. Dlatego ze wszystkich obostrzeń te dwa uważam za warte przestrzegania. Bez względu na to, czy są zgodne z prawem, czy nie. Według mnie są zgodne ze zdrowym rozsądkiem.
To jeszcze potrwa, ale kiedyś się skończy
Wytrzymajmy jeszcze trochę. Nie wiem, czy to będzie kilka miesięcy, czy rok, czy może jeszcze dłużej. Ciężko powiedzieć, bo jest wiele czynników, które mają na to wpływ. Najgorzej, jeśli wirus zmutuje w coś zupełnie nowego, na co szczepionki nie działają. Ale nasze zmęczenie obostrzeniami nie sprawia, że pandemii jest jakoś mniej.
Przy okazji Szczepionkowego Q&A mówiłem, że nie będę namawiał do szczepień. Teraz już namawiam. Według mnie zdecydowanie lepiej wziąć na siebie wszelkie skutki uboczne szczepionki, niż przechorować COVID-19. I biorę odpowiedzialność za te słowa. Jak się okaże, że nie mam racji, jestem gotów przyznać się do błędu. Ja wezmę odpowiedzialność za tych 50-100 Polaków, którym coś się stanie po szczepionce. Pytanie, czy ci, który zniechęcają ludzi do szczepień, są gotowi wziąć na siebie odpowiedzialność za tych kilkadziesiąt tysięcy zgonów po COVID-19?
Możecie się ze mną nie zgadzać. Byle zaczniecie naprawdę myśleć samodzielnie, a nie za pomocą tego, co serwują nam politycy i celebryci.